Skrzydła Blitzkriegu
Lotnictwo pola walki jest podstawowym narzędziem wojny błyskawicznej. Wojna polsko-sowiecka 1920 roku przyniosła wiele doświadczeń, stanowiących podstawy do rozwoju teorii nowoczesnej wojny manewrowej. Niestety, Naczelne Dowództwo i Sztab Generalny nie były intelektualnie przygotowane do stworzenia tak skomplikowanej i dalekosiężnej koncepcji. Uprzedziły nas Niemcy, które po upokarzającym pokoju wersalskim były zdecydowane stworzyć małą, skadrowaną i bardzo sprawną armię, wykorzystującą najnowsze zdobycze techniki i strategii wojennej. Realia militarne zmuszały armię niemiecką do planowania obrony granic przed możliwym atakiem armii polskiej. Paradoks polegał na tym, że teorię Blitzkriegu stworzono na wypadek ataku Wojska Polskiego na Niemcy, a zastosowano w praktyce, atakując Polskę we wrześniu 39 roku.
Dwa ataki naziemne dwóch dywizjonów myśliwskich stanowią kanwę tego artykułu. Stare myśliwce w roli samolotów szturmowych próbowały odmienić losy bitwy nad Bzurą. Efekty obu ataków były mizerne. Pierwszy wykonał 2 września toruński III/4 Dyon Myśliwski, ponosząc przy tym duże straty. Drugi przeprowadził III/3 Dyon Myśliwski wchodzący w skład Armii "Poznań" w dniu 12 września. Gorycz porażki przynosi pierwsze pytania. Czy tak trudno było przewidzieć niszczycielską siłę blitzkriegu? Dlaczego zamiast samolotów szturmowych budowaliśmy nieszczęsne Lubliny i Czaple?
Po wielkiej wojnie...
Na bezkresnych przestrzeniach Wschodniej Rzeczypospolitej tylko sprawne lotnictwo potrafiło zapewnić łączność i rozpoznanie. W wyrównanych bojach toczonych o niepodległość Polski w latach 1918-1920 o zwycięstwie często decydowała przewaga powietrzna wywalczona przez samodzielnie działające lotnictwo. Tak więc prawdziwą chwałę przyniosła Polskim Siłom Powietrznym walka z I Armią Konną dowodzoną przez Siemiona Budionnego. Ataki szturmowe na konnicę wroga okazały się niezwykle skuteczne. Stąd często stosowano je, ponosząc straty w ludziach i sprzęcie. Ciężkie warunki bytowe, brak zaplecza technicznego, zaopatrzenia oraz błędy w dowodzeniu potęgowały problemy wywołane specyfiką wojny manewrowej, toczonej w ramach ciągłej improwizacji. Po zwycięskiej wojnie lotnictwo polskie musiało "odpokutować" za wszystkie błędy, które popełnili dowodzący nim oficerowie wojsk lądowych.
Naczelne Dowództwo, nie rozumiejące jego specyfiki, ślepe na aż nadto uwidocznione w wojnie zalety nowej broni- potraktowały je w sposób najgorszy z możliwych. Uznając lotnictwo za broń zbyt drogą, przeznaczono mu rolę broni pomocniczej i umieszczono na trzecim planie, gdzieś pomiędzy taborami a wojskami kolejowymi. Lata dwudzieste były więc dla lotnictwa okresem zastoju. Okres stagnacji i uwiądu dotknął również centralne instytucje wojskowe oraz Wyższą Szkołę Wojenną. Oto jak ówczesną sytuację lotnictwa opisuje wykładowca WSWoj., oficer Sztabu Głównego, mjr pil. dypl. Marian Romeyko:
W Europie poczęło rozwijać się lotnictwo, a w związku z tym literatura lotnicza. We Włoszech pierwsze doktrynalne zasady rzucał gen. Douhet. W Rosji podchwytywano nowe idee i dorzucano swoje. Jeśli jeszcze idea bombardującego lotnictwa nie stanęła na pierwszym planie- to prawie jednocześnie we Włoszech i Rosji rzucono hasła "pola bitwy", lotnictwa szturmowego do walki z wojskami naziemnymi, przy zastosowaniu taktyki lotów koszących. W lotnictwie polskim, pod tym względem staliśmy jeszcze na punkcie zerowym.
Wynieśliśmy drobne doświadczenie z wojny polsko-radzieckiej co do użycia lotnictwa dla zwalczania wojsk lądowych, szczególnie kawalerii. Coś niecoś bąkaliśmy o bombardowaniu. Ale właściwie nikt nie wiedział, po co istnieje lotnictwo wojskowe, jakie zadania mu przypadają. Wobec tego lotnictwo nie wiedziało, w jakim kierunku ma się szkolić, nie miało żadnych regulaminów lotnictwa. Pierwsze próby "bojowe" zwalczania wojsk lądowych oraz użycia lotnictwa łącznikowego przeprowadził gen. Zagórski przy aprobacie ówczesnego szefa Sztabu Generalnego, gen. Hallera, podczas wielkich manewrów wołyńskich, jesienią 1925 roku. Było to powtórzenie-w małym zakresie-działań lotnictwa polskiego przeciw kawalerii Budionnego z roku 1920. Była to jednak wyłącznie inicjatywa ze strony dowódców lotniczych, wojsko nie brało w niej udziału i zarówno dowódcy jak i oddziały nie były przygotowane ani do współpracy z lotnictwem, ani też do obrony przed działaniami lotnictwa...
Nietrudno się chyba domyślić, że obraz wiedzy przekazywanej o lotnictwie na zajęciach w WSWoj był niczym innym, jak tylko odbiciem tego, co się działo w sferze koncepcji rozwoju i użycia bojowego lotnictwa. Dotyczyło to również poziomu szkolenia i doskonalenia w jednostkach bojowych i stanu ich gotowości. Na obraz ten składało się wiele niezależnych od uczelni czynników, stąd też praca katedry lotnictwa WSWoj odzwierciedlała jedynie istniejący stan naszego lotnictwa i drogi, a raczej bezdroża jego rozwoju. Co ciekawe, Marian Romejko był w czasie wojny bolszewickiej doświadczonym pilotem, później oficerem sztabu głównego, a jego wypowiedź świadczy o tym, że nowoczesne metody użycia lotnictwa nie były szerzej omawiane i analizowane zarówno w Sztabie Głównym jak i na WSWoj.
Poligon
W wojnie polsko-bolszewickiej oprócz działań rozpoznawczych i łącznikowych lotnictwo polskie wykonywało ataki szturmowe i bombowe. Taktyki bombardowania jeszcze wówczas nie znano. Bombardowanie polegało na ręcznym wyrzucaniu przez obserwatora zabieranych do kabiny bomb lub wiązek granatów. Ręczne wyrzucanie bomb o masie przekraczającej niekiedy 30 kg, przy silnych strugach powietrza było nie lada wyczynem. Oczywiście o jakimkolwiek celowaniu w tych warunkach nie mogło być mowy. Mimo to ataki bombowe, choć wykonywane w sposób prymitywny, jeżeli skierowane były przeciwko większym zgrupowaniom przeciwnika, odnosiły pożądany skutek. Przekonała się o tym konna armia Budionnego. Wielokrotnie bombardowana przez polskich lotników odniosła szczególnie dotkliwe straty. Tylko 17 sierpnia 1920 r. zabito i raniono przeszło stu ludzi i sto koni.
Jedną z większych prób zastosowania taktyki szturmowej był atak pięciu Breguetów XIV z 3 eskadry wraz z trzema Albatrosami DIII z 7 eskadry oraz pozostałymi samolotami 16 eskadry pod wspólnym dowództwem mjr. Jerzego Kossowskiego na przeprawę Rosjan przez Dniepr pod Rżyszczewem i Czernobylem 30 maja 1920 r. W akcjach szturmowych prowadzonych przeciwko kawalerii sowieckiej nie mniejszą ofiarnością od lotników polskich odznaczali się Amerykanie. Uzbrojona w samoloty Balilla 7 Eskadra Myśliwska im. Tadeusza Kościuszki stała się prawdziwą eskadrą szturmową, wykorzystującą doświadczenia zdobyte w czasie I Wojny Światowej. Najpierw w obronie Białej Cerkwi, a następnie Koziatynia, szarżowała niszcząc coraz to nowe zagony kawalerii sowieckiej. W walkach tych szczególnie odznaczyli się kpt. pil. George Crawford, kpt. pil. Edward Corsi oraz mjr pil. Cedric Faunt-le-Roy.
W okresie zmagań wojennych 1919-1920 w lotnictwie polskim nie było wypracowanych i powszechnie uznawanych pojęć dotyczących użycia lotnictwa w działaniach bojowych. Istniały wprawdzie przesłanki do tworzenia teoretycznych podstaw wykorzystania lotnictwa na polu walki, lecz wynikały one z zupełnie odmiennych warunków, w jakich toczyły się obydwie wojny. I wojna światowa była, jak wiadomo wojną pozycyjną, charakteryzującą się dużym zagęszczeniem sił i środków. Wojna polsko-sowiecka, wprost przeciwnie, prowadzona była na rozległych frontach. Umocnione pozycje zdarzały się niezwykle rzadko, natomiast odwroty, pościgi i zagony występowały na porządku dziennym. Każda z tych wojen stawiała więc przed lotnictwem odmienne zadania i wymogi. wnioski wyciągnięte z walki z inwazją bolszewicką były niezwykle jednostronne. Pominięto w nich cały dorobek wynikający z akcji szturmowych, sprowadzając rolę lotnictwa do wywiadu i łączności.
Dwaj generałowie, dwie rozbite armie...
Armie z reguły stają się tak dobre, na ile umożliwiają im to ich generałowie. Jest to prawdą szczególnie w odniesieniu do armii polskiej w okresie międzywojennym. Historia militarnego upadku armii „Poznań” i armii „Pomorze” jest opowieścią o ich Dowódcach, Tadeuszu Kutrzebie i Władysławie Bortnowskim. Obaj byli wielkimi postaciami, ale każdy z nich piastował urząd z odmiennymi poglądami na sprawy wojskowe. Każdy z nich odcisnął osobiste piętno na strategii wojskowej swojego państwa. Tadeusz Kutrzeba w 1918 r. wstąpił do Wojska Polskiego. Był szefem sztabu grupy operacyjnej gen. Edwarda Rydza-Śmigłego, potem 3 armii Frontu Środkowego, a następnie 2 armii. W okresie międzywojennym był m.in. zastępcą szefa Sztabu Generalnego, komendantem Wyższej Szkoły Wojennej. We wrześniu dowodził armią "Poznań" i był inicjatorem działań zaczepnych Armii "Poznań" i "Pomorze". Walczył dzielnie, był aktywny, nie zostawił swoich żołnierzy, przedarł się do Warszawy, dowodził jej obroną.
Chyba każdy z nas w dzieciństwie przeczytał "Czarne Krzyże nad Polską" Stanisława Skalskiego. Samobójcza szarża 141 eskadry myśliwskiej uzbrojonej w samoloty PZL P.11c na dobrze wyposażoną w artylerię plot 21 dywizję piechoty przyniosła śmierć trzem pilotom. I chociaż Stanisław Skalski krytycznie wypowiada się na temat bliżej nieokreślonych sztabowców, to nawet pobieżna analiza sytuacji wskazuje na całkowitą ignorancję dowództwa armii. Atak z powietrza przeprowadzony na drodze Gruta- Łasin przez III/4 dywizjon myśliwski nie był poprzedzony dokładnym rozpoznaniem lotniczym. 21 DP była jednostką pierwszorzutową, znakomicie wyposażoną w artylerię przeciwlotniczą. Ze strony lotnictwa nie oczekiwano taktycznego sukcesu, a jedynie moralnego wsparcia atakowanej piechoty. Decyzję o ataku podejmowano w pośpiechu, nie oglądając się na jej konsekwencje.
Gen. W. Bortnowski popełnił w kampanii wrześniowej wiele błędów. W korytarzu pomorskim stracił trzy wielkie jednostki. Podczas bitwy nad Bzurą brakowało mu zdecydowania i inicjatywy, w rezultacie wycofał się na prawy brzeg Bzury, odsłaniając lewe skrzydło Armii "Poznań". Rozkaz ataku na kolumnę pancerno-motorową wydany 141 eskadrze myśliwskiej nie był przypadkowym błędem. Mamy tu klasyczne powtórzenie sytuacji z czasów wojny 1920 roku, kiedy to dowodzący armią gen. piechoty arbitralnie decyduje o użyciu lotnictwa, nie znając podstawowych zasad jego operacyjnego wykorzystania.
Atak naziemny III/3 dywizjonu myśliwskiego Armii "Poznań" poprzedzony został walką z 9 He 111H z 2. Staffel. Oto jak starcie przedstawia M. Emmerling:
Od godz. 15.42 do 17.20 działało 9 He 111H z 2. Staffel w rejonie Łęczyca-Piątek- Bielawy. Formację zaatakowało 8 polskich myśliwców koło Ozorkowa i Niemcy po walce zgłosili prawdopodobnie zestrzelenie PZL-a. Po polskiej stronie w starciu brały udział samoloty dyonu III/3. Straty dyonu nie są znane, ale jeden P.11 figurował wtedy jako tymczasowo niesprawny i można domniemywać, że został uszkodzony przez niemieckich strzelców. Z kolei dowódca dyonu, mjr Mieczysław Mümler oraz kpr. Kazimierz Mazur zgłosili po jednym zwycięstwie nad He 111 w rejonie Rossoszycy. Obaj mocno przerysowali w ten sposób swoje sukcesy, gdyż tylko He 111 H, V4+ KV otrzymał pięć niegroźnych trafień.
Relacja dowódcy dywizjonu mjr Mieczysława Mümlera jest zgoła inna: Podczas dolotu do miejsca akcji napotkaliśmy dwa roje niemieckich bombowców, które leciały naprzeciw nas. Strzelałem z przodu do skrajnego prawego i zapaliłem mu silnik. Samolot odłączył się od szyku i okrył czarnym dymem. Do drugiego roju też strzelałem, ale kpr. Mazur dokończył go i zestrzelił tem samem drugiego He 111. Po walce powietrznej z niemieckimi bombowcami III/3 dywizjon przystąpił do zwalczania piechoty.
Atak z powietrza przeprowadzono siłami samolotów PZL-11c, na zgrupowanie piechoty 213 dywizji rezerwowej, przekraczającej Wartę na moście w Miłkowicach. Zniszczono kilka samochodów, poczyniono szkody w zaprzęgach konnych. Nie zatrzymano przeprawiającego się wojska. Straty w ludziach nie są znane. Każdy pilot atakował trzykrotnie cele naziemne, czyli razem wykonano 27 ataków z lotu koszącego. Strat nie było, ponieważ atak był poprzedzony dokładnym rozpoznaniem, a także brakiem artylerii przeciwlotniczej, której duże ilości bronił jednostek pierwszorzutowych. Armia "Poznań" dysponowała również samolotami PZL-23 Karaś, z 34 eskadry rozpoznawczej, których nie użyto ze względu na małą ilość wyrzutników bombowych, a lotnisko nie nadawało się do startu z bombami. Argumentacja nieco dziwna, ale takie rzeczy często zdarzały się we wrześniu 1939.
Generał Władysław Bortnowski, były legionista, uznawany za zdolnego dowódcę, gubi się na polu walki, traci bezsensownie swoje wojsko, nie przestrzega elementarnych wymogów regulaminowych, na koniec popada w krańcową depresję, tracąc zdolność dowodzenia. Nie jest to przypadek odosobniony, w podobny sposób postępowało wielu innych, niestety nie było wśród nich niemieckich generałów. Działania gen. Kutrzeby, choć skutkują wydaniem podobnego rozkazu, są poprzedzone gruntownym rozpoznaniem lotniczym i naradą z podwładnymi. Decyzja o ataku zostaje podjęta w spokoju, jej efektem jest uniknięcie strat własnych.
Ale w obu atakach trudno mówić o jakiejkolwiek skuteczności, brak efektu taktycznego, spowodowany użyciem nieodpowiedniego sprzętu, był aż nadto widoczny. Wspólna akcja eskadry Karasi osłanianych przez dywizjon myśliwski była najwłaściwszym rozwiązaniem. W obu przypadkach ujawnia się prawda o bezsensownym podziale lotnictwa. Dowódca armii powinien dysponować co najwyżej kilkoma samolotami łącznikowymi, natomiast ataki szturmowe powinno przeprowadzać samodzielne lotnictwo podporządkowane Naczelnemu Wodzowi. Co ciekawe, każda armia posiadała dowódcę lotnictwa. W obu przypadkach byli to doświadczeni lotnicy, to oni powinni decydować o sposobie użycia armijnego lotnictwa i reagować na oczywiste nonsensy wynikające z braku kompetencji dowódców armii, wykorzystując choćby regulamin lotnictwa.
Regulamin Lotnictwa wprowadzony w 1931 w stosunku do skostniałych poglądów formułowanych wcześniej przez GISZ stanowił duży postęp. W podrozdziałach: Zwalczanie celów żywych, Działania kombinowane oraz Atakowanie z powietrza w nowoczesny sposób sprecyzowano metody użycia lotnictwa do ataków szturmowych. Po raz pierwszy w dokumencie najwyższej rangi w sposób twórczy nawiązano do doświadczeń wyniesionych z wojen o niepodległość z 1918-1920 r. W strefie doktrynalnej regulamin zawiódł oczekiwania polskich lotników na usamodzielnienie się tej broni i podniesienie jej do rangi niezależnego rodzaju sił zbrojnych. Ogólne wytyczne użycia lotnictwa z 28 VII 1939 nie uwzględniały zagadnienia współdziałania z wojskami lądowymi, ani zaopatrzenia lotnictwa w warunkach polowych. Poważnym mankamentem było rozdzielenie lotnictwa poszczególnym związkom operacyjnym.
Niesłusznie też uwypuklono w wytycznych nastawienie prawie wszystkich rodzajów lotnictwa do interwencji przeciwko wojskom na ziemi. Szczególnie słabo uzbrojone lotnictwo myśliwskie nie było przygotowane do tego typu działań szturmowych. Samoloty PZL P.11c uzbrojone w większości w dwa km nie były w stanie zadać nieprzyjacielowi większych strat. Siłą rzeczy zadania szturmowe mogły wykonywać samoloty PZL.23 Karaś, uzbrojone w trzy km i max. 700 kg bomb. Brak opancerzenia i niewielka prędkość czyniły je podatnymi na ataki myśliwców i ostrzał artylerii plot.
Jak widać na przykładzie polskiego lotnictwa zwycięstwo rodzi samozadowolenie, podczas, gdy klęska z reguły prowadzi do przeanalizowania starych zwyczajów. To właśnie stało się w Niemczech w latach dwudziestych. Żadne inne państwo nie miało tylu powodów co Niemcy, aby przemyśleć cały charakter swojego wojska, od taktyki po najwyższy poziom strategii.
Nie są znane przypadki głębszej analizy operacyjnych dokonań lotnictwa w wojnie bolszewickiej, prawdopodobnie Naczelne Dowództwo ich nie potrzebowało. Poglądy GISZ na rolę lotnictwa sprecyzowano w 1926 r.Później niewiele się zmieniło, gen. Rayski w swoim memoriale z 1928 r. stwierdza jasno, że lotnictwo pola walki jest luksusem, na który nas nie stać. Nikt nie zna odpowiedzi na pytanie: Czy Sztab Główny był świadomy niszczycielskiej siły Blitzkriegu, koncepcji opracowywanej w Niemczech od 1918 r. na wypadek wojny z Polską? Początkowo miała to być doktryna obronna, z czasem przekształcono ją w doktrynę zaczepną. Wszyscy dowódcy z 1939 mówią o wielkim zaskoczeniu siłą niemieckiego uderzenia. Co w takim razie robił nasz podobno znakomity wywiad? Gdzie bywał attache polski w Berlinie? Trwaliśmy w niemocy, bo tak było wygodniej. Lotnictwo szturmowe było receptą na blitzkrieg, ale żeby jej użyć należało stworzyć kontrblitzkrieg. Na taki intelektualny luksus nie było nas stać.
To oczywiste, że w tych warunkach nie mógł powstać samolot wsparcia ogniowego, choć w ostateczności mógł to być przerobiony Karaś. Brak wizji, ubogi horyzont myślowy, mizerne wykształcenie panujące w centralnych instytucjach wojskowych doprowadziło do zaniku obiegu nowoczesnej myśli wojskowej, o czym świadczy kompletnie nieudany plan obrony „Z” i nawet 2000 nowych samolotów nic by w tej sytuacji nie pomogło. Lotnictwo rozwija się i działa w oparciu o najbardziej progresywne poglądy, jego działania są obarczone wysokim ryzykiem, dlatego wymagają dobrego przygotowania i użycia właściwych środków. Opancerzone, dobrze uzbrojone samoloty szturmowe stosowano z powodzeniem w czasie I wolny światowej. Z gruntu fałszywa francuska doktryna lotnicza wypaczyła rozwój polskiego lotnictwa. Biorąc pod uwagę niewielkie możliwości ekonomiczne państwa do skutecznej obrony wystarczyłyby dwa typy samolotów: szybki dolnopłat myśliwski oraz szturmowy samolot zbudowany na bazie "Suma". Lotnictwo pomocnicze mogło być wyposażone w wersje pochodne tych dwu typów.
Podsumowanie
1. Doświadczenia zdobyte w czasie wojen 1918-1920 wskazywały jednoznacznie, że w warunkach wojny manewrowej, lotnictwo pola walki jest bronią zdolną do skutecznego zwalczania kawalerii i piechoty nieprzyjaciela. W literaturze światowej przytaczano przykłady nowoczesnego użycia w tej wojnie lotnictwa i broni pancernej. Nie stanowiły one przedmiotu zainteresowania polskich sztabowców.
2. Tworzenie i doskonalenie uniwersalnej doktryny wojennej jest procesem długotrwałym, wymagającym od oficerów wszechstronnego przygotowania zawodowego i odwagi w jej tworzeniu. Nieszablonowe podejście jest warunkiem sukcesu, w wojsku proces ten jest bardzo trudny z racji normalnego dla każdej armii konserwatyzmu.
3. W kampanii wrześniowej, w starciu z dobrze przygotowanym przeciwnikiem, ujawniły się wszystkie słabości polskiej armii. W pierwszym rzędzie stała słabość samej koncepcji obrony. Można z powodzeniem stwierdzić, że wojnę przegraliśmy na etapie pracy sztabowej.
4. Wbrew powszechnie panującym opiniom Rzeczpospolitą stać było na znacznie lepiej wyposażone lotnictwo, ale samo uzbrojenie niczego by nie zmieniło, ponieważ słabość polskiego lotnictwa tkwiła w jego organizacji i zasadach operacyjnego wykorzystania.
5. Doświadczenia wielu wojen wskazują, że tylko porażka zmusza Naczelne Dowództwo do gruntownych reform. Armia Niemiecka po 1918 r. znalazła się na samym dnie kryzysu, co skłoniło jej dowództwo do niezwykle ambitnych zmian.
Zwycięska w wojnie bolszewickiej Armia Polska nie potrafiła wyciągnąć wniosków z przewagi, jaką uzyskała dzięki działaniom lotnictwa i broni pancerno-motorowych.
Bibliografia:
Robert Citino- Niemcy bronią się przed Polską. Ewolucja taktyki blittzkriegu 1918-1939. Wyd. Tetragon W-wa 2012.
J. B. Cynk- Siły lotnicze Polski i Niemiec. WKŁ W-wa 1989.
Giulio Douhet- Panowanie w powietrzu. Wyd. MON W-wa 1965
Marius Emmerling- Luftwaffe nad Polską 1939, cz.1. Armagedon 2002-2006.
Teresa Garbarz- Lotnictwo polskie w wojnie polsko-rosyjskiej 1919-1920. Rocznik Mińsko- Mazowiecki 2001.
Instrukcja walki z lotnictwem dla oddziałów piechoty. Ministerstwo Spraw Wojskowych W-wa 1939.
Robert Michulec- Uwaga Stukas. Armagedon Gdynia 2000.
Samuel W. Mitcham- 1941 Blitzkrieg w Rosji. Bellona W-wa 2012.
Hubert Mordawski- Polskie lotnictwo wojskowe 1918-1920- narodziny i walka. Wyd. Dolnośląskie 2009.
J. Pawlak- Polskie eskadry w latach 1918-1939. WKŁ W-wa 1989.
Andrzej Przedpełski- 80 lat polskiego lotnictwa wojskowego. Bellona W-wa 1998.
Regulamin Lotnictwa. Ministerstwo Spraw Wojskowych W-wa 1939.
The Raid by the Late Major Bochenek. The Tank 1931.
Motor Raid on Zytomierz carried out by Infantary. The Tank 1932.
Stanisław Skalski - Czarne Krzyże nad Polską, Warszawa 1957
Łukasz Łydżba, Interwencja Naziemna III/3 Dywizjonu Myśliwskiego, Lotnictwo z Szachownicą nr 28
(R)
Dwa ataki naziemne dwóch dywizjonów myśliwskich stanowią kanwę tego artykułu. Stare myśliwce w roli samolotów szturmowych próbowały odmienić losy bitwy nad Bzurą. Efekty obu ataków były mizerne. Pierwszy wykonał 2 września toruński III/4 Dyon Myśliwski, ponosząc przy tym duże straty. Drugi przeprowadził III/3 Dyon Myśliwski wchodzący w skład Armii "Poznań" w dniu 12 września. Gorycz porażki przynosi pierwsze pytania. Czy tak trudno było przewidzieć niszczycielską siłę blitzkriegu? Dlaczego zamiast samolotów szturmowych budowaliśmy nieszczęsne Lubliny i Czaple?
Po wielkiej wojnie...
Na bezkresnych przestrzeniach Wschodniej Rzeczypospolitej tylko sprawne lotnictwo potrafiło zapewnić łączność i rozpoznanie. W wyrównanych bojach toczonych o niepodległość Polski w latach 1918-1920 o zwycięstwie często decydowała przewaga powietrzna wywalczona przez samodzielnie działające lotnictwo. Tak więc prawdziwą chwałę przyniosła Polskim Siłom Powietrznym walka z I Armią Konną dowodzoną przez Siemiona Budionnego. Ataki szturmowe na konnicę wroga okazały się niezwykle skuteczne. Stąd często stosowano je, ponosząc straty w ludziach i sprzęcie. Ciężkie warunki bytowe, brak zaplecza technicznego, zaopatrzenia oraz błędy w dowodzeniu potęgowały problemy wywołane specyfiką wojny manewrowej, toczonej w ramach ciągłej improwizacji. Po zwycięskiej wojnie lotnictwo polskie musiało "odpokutować" za wszystkie błędy, które popełnili dowodzący nim oficerowie wojsk lądowych.
Naczelne Dowództwo, nie rozumiejące jego specyfiki, ślepe na aż nadto uwidocznione w wojnie zalety nowej broni- potraktowały je w sposób najgorszy z możliwych. Uznając lotnictwo za broń zbyt drogą, przeznaczono mu rolę broni pomocniczej i umieszczono na trzecim planie, gdzieś pomiędzy taborami a wojskami kolejowymi. Lata dwudzieste były więc dla lotnictwa okresem zastoju. Okres stagnacji i uwiądu dotknął również centralne instytucje wojskowe oraz Wyższą Szkołę Wojenną. Oto jak ówczesną sytuację lotnictwa opisuje wykładowca WSWoj., oficer Sztabu Głównego, mjr pil. dypl. Marian Romeyko:
W Europie poczęło rozwijać się lotnictwo, a w związku z tym literatura lotnicza. We Włoszech pierwsze doktrynalne zasady rzucał gen. Douhet. W Rosji podchwytywano nowe idee i dorzucano swoje. Jeśli jeszcze idea bombardującego lotnictwa nie stanęła na pierwszym planie- to prawie jednocześnie we Włoszech i Rosji rzucono hasła "pola bitwy", lotnictwa szturmowego do walki z wojskami naziemnymi, przy zastosowaniu taktyki lotów koszących. W lotnictwie polskim, pod tym względem staliśmy jeszcze na punkcie zerowym.
Wynieśliśmy drobne doświadczenie z wojny polsko-radzieckiej co do użycia lotnictwa dla zwalczania wojsk lądowych, szczególnie kawalerii. Coś niecoś bąkaliśmy o bombardowaniu. Ale właściwie nikt nie wiedział, po co istnieje lotnictwo wojskowe, jakie zadania mu przypadają. Wobec tego lotnictwo nie wiedziało, w jakim kierunku ma się szkolić, nie miało żadnych regulaminów lotnictwa. Pierwsze próby "bojowe" zwalczania wojsk lądowych oraz użycia lotnictwa łącznikowego przeprowadził gen. Zagórski przy aprobacie ówczesnego szefa Sztabu Generalnego, gen. Hallera, podczas wielkich manewrów wołyńskich, jesienią 1925 roku. Było to powtórzenie-w małym zakresie-działań lotnictwa polskiego przeciw kawalerii Budionnego z roku 1920. Była to jednak wyłącznie inicjatywa ze strony dowódców lotniczych, wojsko nie brało w niej udziału i zarówno dowódcy jak i oddziały nie były przygotowane ani do współpracy z lotnictwem, ani też do obrony przed działaniami lotnictwa...
Nietrudno się chyba domyślić, że obraz wiedzy przekazywanej o lotnictwie na zajęciach w WSWoj był niczym innym, jak tylko odbiciem tego, co się działo w sferze koncepcji rozwoju i użycia bojowego lotnictwa. Dotyczyło to również poziomu szkolenia i doskonalenia w jednostkach bojowych i stanu ich gotowości. Na obraz ten składało się wiele niezależnych od uczelni czynników, stąd też praca katedry lotnictwa WSWoj odzwierciedlała jedynie istniejący stan naszego lotnictwa i drogi, a raczej bezdroża jego rozwoju. Co ciekawe, Marian Romejko był w czasie wojny bolszewickiej doświadczonym pilotem, później oficerem sztabu głównego, a jego wypowiedź świadczy o tym, że nowoczesne metody użycia lotnictwa nie były szerzej omawiane i analizowane zarówno w Sztabie Głównym jak i na WSWoj.
Poligon
W wojnie polsko-bolszewickiej oprócz działań rozpoznawczych i łącznikowych lotnictwo polskie wykonywało ataki szturmowe i bombowe. Taktyki bombardowania jeszcze wówczas nie znano. Bombardowanie polegało na ręcznym wyrzucaniu przez obserwatora zabieranych do kabiny bomb lub wiązek granatów. Ręczne wyrzucanie bomb o masie przekraczającej niekiedy 30 kg, przy silnych strugach powietrza było nie lada wyczynem. Oczywiście o jakimkolwiek celowaniu w tych warunkach nie mogło być mowy. Mimo to ataki bombowe, choć wykonywane w sposób prymitywny, jeżeli skierowane były przeciwko większym zgrupowaniom przeciwnika, odnosiły pożądany skutek. Przekonała się o tym konna armia Budionnego. Wielokrotnie bombardowana przez polskich lotników odniosła szczególnie dotkliwe straty. Tylko 17 sierpnia 1920 r. zabito i raniono przeszło stu ludzi i sto koni.
Jedną z większych prób zastosowania taktyki szturmowej był atak pięciu Breguetów XIV z 3 eskadry wraz z trzema Albatrosami DIII z 7 eskadry oraz pozostałymi samolotami 16 eskadry pod wspólnym dowództwem mjr. Jerzego Kossowskiego na przeprawę Rosjan przez Dniepr pod Rżyszczewem i Czernobylem 30 maja 1920 r. W akcjach szturmowych prowadzonych przeciwko kawalerii sowieckiej nie mniejszą ofiarnością od lotników polskich odznaczali się Amerykanie. Uzbrojona w samoloty Balilla 7 Eskadra Myśliwska im. Tadeusza Kościuszki stała się prawdziwą eskadrą szturmową, wykorzystującą doświadczenia zdobyte w czasie I Wojny Światowej. Najpierw w obronie Białej Cerkwi, a następnie Koziatynia, szarżowała niszcząc coraz to nowe zagony kawalerii sowieckiej. W walkach tych szczególnie odznaczyli się kpt. pil. George Crawford, kpt. pil. Edward Corsi oraz mjr pil. Cedric Faunt-le-Roy.
W okresie zmagań wojennych 1919-1920 w lotnictwie polskim nie było wypracowanych i powszechnie uznawanych pojęć dotyczących użycia lotnictwa w działaniach bojowych. Istniały wprawdzie przesłanki do tworzenia teoretycznych podstaw wykorzystania lotnictwa na polu walki, lecz wynikały one z zupełnie odmiennych warunków, w jakich toczyły się obydwie wojny. I wojna światowa była, jak wiadomo wojną pozycyjną, charakteryzującą się dużym zagęszczeniem sił i środków. Wojna polsko-sowiecka, wprost przeciwnie, prowadzona była na rozległych frontach. Umocnione pozycje zdarzały się niezwykle rzadko, natomiast odwroty, pościgi i zagony występowały na porządku dziennym. Każda z tych wojen stawiała więc przed lotnictwem odmienne zadania i wymogi. wnioski wyciągnięte z walki z inwazją bolszewicką były niezwykle jednostronne. Pominięto w nich cały dorobek wynikający z akcji szturmowych, sprowadzając rolę lotnictwa do wywiadu i łączności.
Dwaj generałowie, dwie rozbite armie...
Armie z reguły stają się tak dobre, na ile umożliwiają im to ich generałowie. Jest to prawdą szczególnie w odniesieniu do armii polskiej w okresie międzywojennym. Historia militarnego upadku armii „Poznań” i armii „Pomorze” jest opowieścią o ich Dowódcach, Tadeuszu Kutrzebie i Władysławie Bortnowskim. Obaj byli wielkimi postaciami, ale każdy z nich piastował urząd z odmiennymi poglądami na sprawy wojskowe. Każdy z nich odcisnął osobiste piętno na strategii wojskowej swojego państwa. Tadeusz Kutrzeba w 1918 r. wstąpił do Wojska Polskiego. Był szefem sztabu grupy operacyjnej gen. Edwarda Rydza-Śmigłego, potem 3 armii Frontu Środkowego, a następnie 2 armii. W okresie międzywojennym był m.in. zastępcą szefa Sztabu Generalnego, komendantem Wyższej Szkoły Wojennej. We wrześniu dowodził armią "Poznań" i był inicjatorem działań zaczepnych Armii "Poznań" i "Pomorze". Walczył dzielnie, był aktywny, nie zostawił swoich żołnierzy, przedarł się do Warszawy, dowodził jej obroną.
Chyba każdy z nas w dzieciństwie przeczytał "Czarne Krzyże nad Polską" Stanisława Skalskiego. Samobójcza szarża 141 eskadry myśliwskiej uzbrojonej w samoloty PZL P.11c na dobrze wyposażoną w artylerię plot 21 dywizję piechoty przyniosła śmierć trzem pilotom. I chociaż Stanisław Skalski krytycznie wypowiada się na temat bliżej nieokreślonych sztabowców, to nawet pobieżna analiza sytuacji wskazuje na całkowitą ignorancję dowództwa armii. Atak z powietrza przeprowadzony na drodze Gruta- Łasin przez III/4 dywizjon myśliwski nie był poprzedzony dokładnym rozpoznaniem lotniczym. 21 DP była jednostką pierwszorzutową, znakomicie wyposażoną w artylerię przeciwlotniczą. Ze strony lotnictwa nie oczekiwano taktycznego sukcesu, a jedynie moralnego wsparcia atakowanej piechoty. Decyzję o ataku podejmowano w pośpiechu, nie oglądając się na jej konsekwencje.
Gen. W. Bortnowski popełnił w kampanii wrześniowej wiele błędów. W korytarzu pomorskim stracił trzy wielkie jednostki. Podczas bitwy nad Bzurą brakowało mu zdecydowania i inicjatywy, w rezultacie wycofał się na prawy brzeg Bzury, odsłaniając lewe skrzydło Armii "Poznań". Rozkaz ataku na kolumnę pancerno-motorową wydany 141 eskadrze myśliwskiej nie był przypadkowym błędem. Mamy tu klasyczne powtórzenie sytuacji z czasów wojny 1920 roku, kiedy to dowodzący armią gen. piechoty arbitralnie decyduje o użyciu lotnictwa, nie znając podstawowych zasad jego operacyjnego wykorzystania.
Atak naziemny III/3 dywizjonu myśliwskiego Armii "Poznań" poprzedzony został walką z 9 He 111H z 2. Staffel. Oto jak starcie przedstawia M. Emmerling:
Od godz. 15.42 do 17.20 działało 9 He 111H z 2. Staffel w rejonie Łęczyca-Piątek- Bielawy. Formację zaatakowało 8 polskich myśliwców koło Ozorkowa i Niemcy po walce zgłosili prawdopodobnie zestrzelenie PZL-a. Po polskiej stronie w starciu brały udział samoloty dyonu III/3. Straty dyonu nie są znane, ale jeden P.11 figurował wtedy jako tymczasowo niesprawny i można domniemywać, że został uszkodzony przez niemieckich strzelców. Z kolei dowódca dyonu, mjr Mieczysław Mümler oraz kpr. Kazimierz Mazur zgłosili po jednym zwycięstwie nad He 111 w rejonie Rossoszycy. Obaj mocno przerysowali w ten sposób swoje sukcesy, gdyż tylko He 111 H, V4+ KV otrzymał pięć niegroźnych trafień.
Relacja dowódcy dywizjonu mjr Mieczysława Mümlera jest zgoła inna: Podczas dolotu do miejsca akcji napotkaliśmy dwa roje niemieckich bombowców, które leciały naprzeciw nas. Strzelałem z przodu do skrajnego prawego i zapaliłem mu silnik. Samolot odłączył się od szyku i okrył czarnym dymem. Do drugiego roju też strzelałem, ale kpr. Mazur dokończył go i zestrzelił tem samem drugiego He 111. Po walce powietrznej z niemieckimi bombowcami III/3 dywizjon przystąpił do zwalczania piechoty.
Atak z powietrza przeprowadzono siłami samolotów PZL-11c, na zgrupowanie piechoty 213 dywizji rezerwowej, przekraczającej Wartę na moście w Miłkowicach. Zniszczono kilka samochodów, poczyniono szkody w zaprzęgach konnych. Nie zatrzymano przeprawiającego się wojska. Straty w ludziach nie są znane. Każdy pilot atakował trzykrotnie cele naziemne, czyli razem wykonano 27 ataków z lotu koszącego. Strat nie było, ponieważ atak był poprzedzony dokładnym rozpoznaniem, a także brakiem artylerii przeciwlotniczej, której duże ilości bronił jednostek pierwszorzutowych. Armia "Poznań" dysponowała również samolotami PZL-23 Karaś, z 34 eskadry rozpoznawczej, których nie użyto ze względu na małą ilość wyrzutników bombowych, a lotnisko nie nadawało się do startu z bombami. Argumentacja nieco dziwna, ale takie rzeczy często zdarzały się we wrześniu 1939.
Generał Władysław Bortnowski, były legionista, uznawany za zdolnego dowódcę, gubi się na polu walki, traci bezsensownie swoje wojsko, nie przestrzega elementarnych wymogów regulaminowych, na koniec popada w krańcową depresję, tracąc zdolność dowodzenia. Nie jest to przypadek odosobniony, w podobny sposób postępowało wielu innych, niestety nie było wśród nich niemieckich generałów. Działania gen. Kutrzeby, choć skutkują wydaniem podobnego rozkazu, są poprzedzone gruntownym rozpoznaniem lotniczym i naradą z podwładnymi. Decyzja o ataku zostaje podjęta w spokoju, jej efektem jest uniknięcie strat własnych.
Ale w obu atakach trudno mówić o jakiejkolwiek skuteczności, brak efektu taktycznego, spowodowany użyciem nieodpowiedniego sprzętu, był aż nadto widoczny. Wspólna akcja eskadry Karasi osłanianych przez dywizjon myśliwski była najwłaściwszym rozwiązaniem. W obu przypadkach ujawnia się prawda o bezsensownym podziale lotnictwa. Dowódca armii powinien dysponować co najwyżej kilkoma samolotami łącznikowymi, natomiast ataki szturmowe powinno przeprowadzać samodzielne lotnictwo podporządkowane Naczelnemu Wodzowi. Co ciekawe, każda armia posiadała dowódcę lotnictwa. W obu przypadkach byli to doświadczeni lotnicy, to oni powinni decydować o sposobie użycia armijnego lotnictwa i reagować na oczywiste nonsensy wynikające z braku kompetencji dowódców armii, wykorzystując choćby regulamin lotnictwa.
Regulamin Lotnictwa wprowadzony w 1931 w stosunku do skostniałych poglądów formułowanych wcześniej przez GISZ stanowił duży postęp. W podrozdziałach: Zwalczanie celów żywych, Działania kombinowane oraz Atakowanie z powietrza w nowoczesny sposób sprecyzowano metody użycia lotnictwa do ataków szturmowych. Po raz pierwszy w dokumencie najwyższej rangi w sposób twórczy nawiązano do doświadczeń wyniesionych z wojen o niepodległość z 1918-1920 r. W strefie doktrynalnej regulamin zawiódł oczekiwania polskich lotników na usamodzielnienie się tej broni i podniesienie jej do rangi niezależnego rodzaju sił zbrojnych. Ogólne wytyczne użycia lotnictwa z 28 VII 1939 nie uwzględniały zagadnienia współdziałania z wojskami lądowymi, ani zaopatrzenia lotnictwa w warunkach polowych. Poważnym mankamentem było rozdzielenie lotnictwa poszczególnym związkom operacyjnym.
Niesłusznie też uwypuklono w wytycznych nastawienie prawie wszystkich rodzajów lotnictwa do interwencji przeciwko wojskom na ziemi. Szczególnie słabo uzbrojone lotnictwo myśliwskie nie było przygotowane do tego typu działań szturmowych. Samoloty PZL P.11c uzbrojone w większości w dwa km nie były w stanie zadać nieprzyjacielowi większych strat. Siłą rzeczy zadania szturmowe mogły wykonywać samoloty PZL.23 Karaś, uzbrojone w trzy km i max. 700 kg bomb. Brak opancerzenia i niewielka prędkość czyniły je podatnymi na ataki myśliwców i ostrzał artylerii plot.
Jak widać na przykładzie polskiego lotnictwa zwycięstwo rodzi samozadowolenie, podczas, gdy klęska z reguły prowadzi do przeanalizowania starych zwyczajów. To właśnie stało się w Niemczech w latach dwudziestych. Żadne inne państwo nie miało tylu powodów co Niemcy, aby przemyśleć cały charakter swojego wojska, od taktyki po najwyższy poziom strategii.
Nie są znane przypadki głębszej analizy operacyjnych dokonań lotnictwa w wojnie bolszewickiej, prawdopodobnie Naczelne Dowództwo ich nie potrzebowało. Poglądy GISZ na rolę lotnictwa sprecyzowano w 1926 r.Później niewiele się zmieniło, gen. Rayski w swoim memoriale z 1928 r. stwierdza jasno, że lotnictwo pola walki jest luksusem, na który nas nie stać. Nikt nie zna odpowiedzi na pytanie: Czy Sztab Główny był świadomy niszczycielskiej siły Blitzkriegu, koncepcji opracowywanej w Niemczech od 1918 r. na wypadek wojny z Polską? Początkowo miała to być doktryna obronna, z czasem przekształcono ją w doktrynę zaczepną. Wszyscy dowódcy z 1939 mówią o wielkim zaskoczeniu siłą niemieckiego uderzenia. Co w takim razie robił nasz podobno znakomity wywiad? Gdzie bywał attache polski w Berlinie? Trwaliśmy w niemocy, bo tak było wygodniej. Lotnictwo szturmowe było receptą na blitzkrieg, ale żeby jej użyć należało stworzyć kontrblitzkrieg. Na taki intelektualny luksus nie było nas stać.
To oczywiste, że w tych warunkach nie mógł powstać samolot wsparcia ogniowego, choć w ostateczności mógł to być przerobiony Karaś. Brak wizji, ubogi horyzont myślowy, mizerne wykształcenie panujące w centralnych instytucjach wojskowych doprowadziło do zaniku obiegu nowoczesnej myśli wojskowej, o czym świadczy kompletnie nieudany plan obrony „Z” i nawet 2000 nowych samolotów nic by w tej sytuacji nie pomogło. Lotnictwo rozwija się i działa w oparciu o najbardziej progresywne poglądy, jego działania są obarczone wysokim ryzykiem, dlatego wymagają dobrego przygotowania i użycia właściwych środków. Opancerzone, dobrze uzbrojone samoloty szturmowe stosowano z powodzeniem w czasie I wolny światowej. Z gruntu fałszywa francuska doktryna lotnicza wypaczyła rozwój polskiego lotnictwa. Biorąc pod uwagę niewielkie możliwości ekonomiczne państwa do skutecznej obrony wystarczyłyby dwa typy samolotów: szybki dolnopłat myśliwski oraz szturmowy samolot zbudowany na bazie "Suma". Lotnictwo pomocnicze mogło być wyposażone w wersje pochodne tych dwu typów.
Podsumowanie
1. Doświadczenia zdobyte w czasie wojen 1918-1920 wskazywały jednoznacznie, że w warunkach wojny manewrowej, lotnictwo pola walki jest bronią zdolną do skutecznego zwalczania kawalerii i piechoty nieprzyjaciela. W literaturze światowej przytaczano przykłady nowoczesnego użycia w tej wojnie lotnictwa i broni pancernej. Nie stanowiły one przedmiotu zainteresowania polskich sztabowców.
2. Tworzenie i doskonalenie uniwersalnej doktryny wojennej jest procesem długotrwałym, wymagającym od oficerów wszechstronnego przygotowania zawodowego i odwagi w jej tworzeniu. Nieszablonowe podejście jest warunkiem sukcesu, w wojsku proces ten jest bardzo trudny z racji normalnego dla każdej armii konserwatyzmu.
3. W kampanii wrześniowej, w starciu z dobrze przygotowanym przeciwnikiem, ujawniły się wszystkie słabości polskiej armii. W pierwszym rzędzie stała słabość samej koncepcji obrony. Można z powodzeniem stwierdzić, że wojnę przegraliśmy na etapie pracy sztabowej.
4. Wbrew powszechnie panującym opiniom Rzeczpospolitą stać było na znacznie lepiej wyposażone lotnictwo, ale samo uzbrojenie niczego by nie zmieniło, ponieważ słabość polskiego lotnictwa tkwiła w jego organizacji i zasadach operacyjnego wykorzystania.
5. Doświadczenia wielu wojen wskazują, że tylko porażka zmusza Naczelne Dowództwo do gruntownych reform. Armia Niemiecka po 1918 r. znalazła się na samym dnie kryzysu, co skłoniło jej dowództwo do niezwykle ambitnych zmian.
Zwycięska w wojnie bolszewickiej Armia Polska nie potrafiła wyciągnąć wniosków z przewagi, jaką uzyskała dzięki działaniom lotnictwa i broni pancerno-motorowych.
Bibliografia:
Robert Citino- Niemcy bronią się przed Polską. Ewolucja taktyki blittzkriegu 1918-1939. Wyd. Tetragon W-wa 2012.
J. B. Cynk- Siły lotnicze Polski i Niemiec. WKŁ W-wa 1989.
Giulio Douhet- Panowanie w powietrzu. Wyd. MON W-wa 1965
Marius Emmerling- Luftwaffe nad Polską 1939, cz.1. Armagedon 2002-2006.
Teresa Garbarz- Lotnictwo polskie w wojnie polsko-rosyjskiej 1919-1920. Rocznik Mińsko- Mazowiecki 2001.
Instrukcja walki z lotnictwem dla oddziałów piechoty. Ministerstwo Spraw Wojskowych W-wa 1939.
Robert Michulec- Uwaga Stukas. Armagedon Gdynia 2000.
Samuel W. Mitcham- 1941 Blitzkrieg w Rosji. Bellona W-wa 2012.
Hubert Mordawski- Polskie lotnictwo wojskowe 1918-1920- narodziny i walka. Wyd. Dolnośląskie 2009.
J. Pawlak- Polskie eskadry w latach 1918-1939. WKŁ W-wa 1989.
Andrzej Przedpełski- 80 lat polskiego lotnictwa wojskowego. Bellona W-wa 1998.
Regulamin Lotnictwa. Ministerstwo Spraw Wojskowych W-wa 1939.
The Raid by the Late Major Bochenek. The Tank 1931.
Motor Raid on Zytomierz carried out by Infantary. The Tank 1932.
Stanisław Skalski - Czarne Krzyże nad Polską, Warszawa 1957
Łukasz Łydżba, Interwencja Naziemna III/3 Dywizjonu Myśliwskiego, Lotnictwo z Szachownicą nr 28
(R)
Komentarze
Prześlij komentarz