Kierunek Italia
W grudniu 1919 roku Główny Urząd Zaopatrzenia Armii,
na polecenie ministra spraw wojskowych gen. Józefa Leśniewskiego, zakupił we
Włoszech licencję na produkcję samolotów myśliwskich Ansaldo A–1 Balila oraz
wywiadowczych A–300. Silniki do obu płatowców zamierzano kupować w firmie
FIAT, na co zyskano gwarancję ich producenta. Seryjne samoloty bardzo szybko uzyskały miano
„latających trumien”. Liczne katastrofy samolotów Ansaldo położyły się cieniem
na ewentualną współpracę polsko–włoską, lecz trzeba dodać, że złą sławą
owiane były maszyny produkowane w Polsce przez wytwórnię „Plage &
Laśkiewicz”, oryginalne samoloty produkcji włoskiej były dobrej jakości, a za
znaczną część wypadków i katastrof odpowiadali piloci. Mimo to niezbyt fortunny
początek zamroził dalszą współpracę ze szkodą dla obu państw.
Włoski przemysł lotniczy produkował proste
i solidne samoloty, które były alternatywą dla zbyt „wyrafinowanych”
konstrukcji francuskich, dlatego sprawdziłyby się w trudnych polskich warunkach.
Początek lat trzydziestych z wielu powodów mógł stanowić nowe owocne otwarcie
na ofertę włoskiego przemysłu lotniczego. Polskie wytwórnie usiłowały rozwiązywać
swoje problemy w oparciu o własne zasoby, co doprowadziło do upadku dwóch
podstawowych projektów: PZL.38 i PZL.50. Sięgnięcie po nowe technologie było
nakazem chwili, tymczasem nasi decydenci tkwili w polskich opłotkach,
przesiąknięci atmosferą szpiegomanii. Stanisław Cat-Mackiewicz napisał:
"Minister Spraw Wojskowych gen. Tadeusz Kasprzycki interesował się
wszystkim: osuszaniem Polesia, kilimami huculskimi, polonizacją cerkiewnego
języka liturgicznego, wszystkim … prócz obrony państwa".
Otwarcie na świat było trudne, ale
teoretycznie zakładamy, że po śmierci Marszałka Piłsudskiego mógł wykrystalizować
się inny układ polityczny, który sprzyjałby współpracy z państwami spoza
francuskiej strefy wpływów. PZL czyniły
ogromne postępy w budowie metalowych samolotów o konstrukcji półskorupowej,
włoscy konstruktorzy mieli z jej
opanowaniem duże problemy, za to z powodzeniem sięgali po „fokkerowską”
technologię mieszaną, doskonale opanowaną przez PWS i LWS. Włoskie wytwórnie Isotta – Fraschini i Piaggio w
latach trzydziestych dopracowały francuskie silniki G-R 14K, które osiągały moc
do 1000 KM. Na początku lat trzydziestych włoski przemysł lotniczy oparty na
małych, lecz prężnych zakładach, był niejako „kompatybilny” w stosunku do
polskich wytwórni lotniczych. Udana współpraca z Fiatem mogła stanowić
doskonałą odskocznię do nawiązania podobnych stosunków z przemysłem lotniczym. Niestety
jedynym przejawem współpracy w dziedzinie lotnictwa był zakup w przededniu
wojny 6 znakomitych wodnosamolotów CANT Z.506B Airone.
Doświadczenia włoskie byłyby niezwykle
przydatne do opracowania nowoczesnej doktryny lotniczej obejmującej utworzenie
lotnictwa szturmowego oraz organizację lotnictwa bombowego dostosowanego do
polskich warunków. Warto dodać, że w latach trzydziestych pomiędzy obydwoma
państwami nie było przeszkód natury politycznej. Polska dyplomacja działała we
Włoszech bardzo aktywnie. Od 1938 funkcję ambasadora z powodzeniem sprawował
Bolesław Wieniawa–Długoszowski, tworząc dla Polski niezwykle przyjazną atmosferę.
Warto dodać, że atache wojskowym był pilot, pisarz i wykładowca mjr. Marian
Romeyko.
POLE WSPÓŁPRACY
Włoski przemysł lotniczy był w stosunku do polskiego
potęgą, mimo to mówiło się o nim z lekceważeniem, podkreślając powolność cyklu
produkcyjnego, krótkotrwałe planowanie produkcji i niewłaściwą organizację
przedsiębiorstw. Tymczasem potencjał włoskich fabryk był porównywalny do możliwości
produkcyjnych Francji. Jego rdzeń stanowiły 23 wytwórnie samolotów i 7 wytwórni
silników, dodatkowe wsparcie produkcji stanowiło kilkadziesiąt zakładów
pomocniczych. W 1940 zatrudnienie wynosiło 60 tysięcy pracowników, produkcja
miesięczna wynosiła 250–400 samolotów i około 600 silników. Sytuacja
poprawiła się w 1941 roku dzięki wprowadzeniu do produkcji licencyjnych silników
niemieckich Mercedes–Benz. Produkcja
wzrosła z 600 do 1100 jednostek.
Głównym czynnikiem hamującym produkcję był dotkliwy
niedostatek materiałów konstrukcyjnych. Mimo to jakość wytwarzanego sprzętu
stała na wysokim poziomie i w pełni odpowiadała najlepszym światowym standardom
technicznym. Brak materiałów zmuszał większość biur konstrukcyjnych do
projektowania samolotów o konstrukcji mieszanej, w których udział drewna
stanowił średnio 60 % konstrukcji płatowca.
Generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski - ambasador RP we Włoszech w latach 1938-1940. Fot: Wikimedia
Na początku 1940 r. włoskie zakłady lotnicze
produkowały dla lotnictwa wojskowego 36 typów seryjnych samolotów i 25 typów
silników dużej mocy. W ośrodkach badawczych testowano cały szereg prototypów,
poczynając od znakomitych bombowców trzysilnikowych: Savoia Marchetti SM–84,
CANT Z–1007 Alcione, ciężki czterosilnikowy Piaggio P–108, dwusilnikowy lekki
bombowiec Caporni Ca–314, kończąc na myśliwcach: Macchi M.C. 202 Folgore,
Regiane 2000. W jaki sposób można by określić obszar teoretycznej współpracy?
Czy ewentualne partnerstwo mogło być realizowane na poziomie, bardziej
zaawansowanym, który polegałby na tworzeniu konsorcjów i podmiotów
gospodarczych w celu wspólnej realizacji konstrukcji lotniczych, systemu
uzbrojenia czy elementów wyposażenia samolotu? Odpowiedź na to pytanie jest
negatywna. Na tego rodzaju współpracę było za wcześnie. Na przeszkodzie stała
wielka polityka , ograniczenia natury mentalnej i prawnej. Jednak tradycyjnie
rozumiana współpraca, polegająca na zakupie licencji i gotowych produktów była
możliwa. Dosyć sensownym wydaje
się rozpatrywanie tego zagadnienia w kontekście pomyślnej współpracy z koncernem FIAT w przemyśle samochodowym. W roku
1931 PZInż. podpisały umowę licencyjną z koncernem FIAT na produkcję ciężarówek
głównie dla wojska. Przy okazji uruchomiono również produkcję samochodów
osobowych, co okazało się zabójcze dla CWS, ponieważ Włosi nie życzyli sobie
utrzymywania konkurencji. Nowa fabryka powstała na majątku upadłych zakładów
Ursus nosiła nazwę Fabryka Samochodów Osobowych i Ciężarowych. Zawarcie umowy z FIAT-em stworzyło podwaliny dla
rozwoju przemysłu samochodowego z prawdziwego zdarzenia. Umowa przewidywała
produkcję 1500 samochodów rocznie, początkowo z części dostarczonych przez
włoski koncern. Od 1934 rozpoczęto
wytwarzanie samochodów z podzespołów własnej produkcji. Podstawowa produkcja
obejmowała dwa typ samochodów osobowych : 508 i 518, oraz dwa typy ciężarówek
618 i 621. Oprócz tego powstało wiele wersji przeznaczonych dla wojska, między
innymi samochód terenowy Łazik. Po otwarciu nowej fabryki produkcja wzrosła do
6500 samochodów rocznie. Dziś taki poziom
produkcji wydaje się bardzo niski, ale większe zamówienia ograniczała wysokość
budżetu.
Kluczowym rozwiązaniem byłoby określenie słabych stron polskiego
przemysłu lotniczego. Jasne zdefiniowanie niedostatków lotnictwa polskiego w
1935 roku nie było takie proste. Nic nie wskazywało na zbliżający się kryzys, w
pełnym toku była produkcja PZL. P11, rozpoczęto wytwarzanie Karasia. W obydwu
przypadkach płatowce prezentowały wysoki poziom techniczny, a moc i jakość
silników uznawano za wystarczające. W tym okresie nie prowadzono żadnych prac
nad jednosilnikowym myśliwcem - przyszłym następcą jedenastki, którym miał być PZL.50 Jastrząb, natomiast na etapie
projektu znajdował się wielozadaniowy PZL.38 Wilk. Ryzykownym posunięciem było
projektowanie płatowca pod nieistniejący silnik, lecz w tym przypadku szalę
przeważyła wiara w geniusz Stanisława Nowkuńskiego. Tak zwana „polityka
silnikowa” prowadzona przez Departament Aeronautyki była przyczyną załamania
się obydwu programów, zatem wcześniejsze zapewnienie produkcji i dostaw
odpowiednich silników prawdopodobnie uratowałoby budowę wspomnianych prototypów. Jeżeli zdecydowano by się na zakup licencji na
silniki rzędowe chłodzone powietrzem dla PZL.38 i silniki gwiazdowe dużej mocy
dedykowane Jastrzębiowi, to produkcja firm włoskich znakomicie trafiała w
polskie potrzeby.
Odwrót od przestarzałych koncepcji
francuskich, w kierunku organizacji lotnictwa bezpośredniego wsparcia
wyposażonego w samoloty szturmowe i myśliwsko-bombowe był dla polskiego
lotnictwa nakazem chwili. Poglądy i dorobek Regia Aeronautica byłyby znakomitym
punktem wyjścia do utworzenia w Polsce lotnictwa szturmowego. Włosie
doświadczenia uzyskane podczas produkcji i eksploatacji niezbyt udanych
samolotów Breda 64 i 65 byłyby niezwykle cenne w przypadku budowy polskiego
samolotu szturmowego. Następnym punktem powinna być licencja na produkcję
bombowca Savoia–Marchetti, która realizowana w LWS zamiast Żubra, dałaby
lubelskim zakładom dobry produkt i zatrudnienie dla załogi. Wobec fiaska
programu Lublin R-XX zakup wodnosamolotów CANT Z.506 był konieczny, należało
kupić samolot w obu wersjach, a więc bombowo-torpedowej i poszukiwawczo-ratowniczej. Produkcja
wyposażenia (podwozia chowane w locie, sprzęt radiowy, śmigła przestawialne w
locie FIAT- Hamilton), oraz uzbrojenie strzeleckie większego kalibru (k.m. 12,7
mm Breda-SAFAT i armata p.lot BREDA 20/65 wz.35) stanowiłyby piąty obszar
współpracy.
Wydaje się, że nawiązanie partnerstwa w pięciu
wymienionych obszarach mogło przyczynić się do uniknięcia kryzysu, który w
przededniu wojny opanował polski przemysł lotniczy, ale wymagało to
przezwyciężenia stereotypów, którymi obrosły centralne instytucje wojskowe.
Sprzeciw budziły wszelkie próby usamodzielnienia lotnictwa, a lotnictwo liniowe
razem z lotnictwem towarzyszącym stanowiło podstawę polskich sił powietrznych.
DWIE WIZJE LOTNICTWA WOJSKOWEGO
Dzieło Gulio Douheta „Panowanie w powietrzu” było
„świętym Graalem” zwolenników lotnictwa bombowego. Włoski wizjoner
zafascynowany możliwościami „projekcji siły” jaką dawało rozwijające się
lotnictwo bombowe, stworzył niezwykle spójną i oddziałującą na wyobraźnię
teorię wojny lotniczej. W ojczyźnie
Gulio Douheta nigdy nie powstało strategiczne lotnictwo bombowe. Z przyczyn
praktycznych uznanie decydentów zyskała koncepcja, zakładająca użycie lotnictwa
przede wszystkim do wsparcia wojsk lądowych. Jej autorem był generał brygady
Amadeo Mecozzi, wybitny pilot, dobry dowódca, ale przede wszystkim przenikliwy
choć niezbyt błyskotliwy wizjoner. Daleko mu było do sławy starszego kolegi. Poglądy
Mecozziego były bardziej umiarkowane i wyważone, ale za to mniej oryginalne.
Były one formułowane z punktu widzenia włoskich potrzeb i możliwości, zwłaszcza
ekonomicznych. Generał sprzyjał jedności oraz autonomii technicznej i
organizacyjnej Sił Powietrznych. Jednak do pokonania wrogiej armii konieczna
jest współpraca z wojskami lądowymi i marynarką. Zasadniczym celem ataków
powietrznych powinny być wrogie siły zbrojne. Skuteczna walka powietrzna wymaga
precyzyjnych uderzeń, należy więc wykluczyć środki, które nie pozwalają na
precyzyjny wybór celów.
![]() |
Breda Ba.65 Fot: Wikimedia |
PZL.23 Karaś
Zastosowanie
zwichrzenia aerodynamicznego lub geometrycznego spowodowałoby łagodny przebieg
przeciągnięcia bez natychmiastowego wejścia w korkociąg. Wydaje się, że potencjał
rozwojowy Karasia był większy od samolotów Breda. Rola samolotu liniowego ostatecznie przypisana
Karasiowi na początku nie była taka oczywista. Wojciech Mazur podaje, że we
wczesnej wersji samolot miał być uzbrojony w działko lotnicze, nieruchome bądź
umieszczone w wysuwanej z kadłuba wieżyczce strzeleckiej, stanowiąc najpewniej
wariant ciężkiego myśliwca, czy też jak określono w jednym z dokumentów -
„maszyny wieloosobowej do walki”. Specjalnie dla Karasia zakupiono u Vickersa
37 mm działko typu morskiego (jak się potem okazało zupełnie nieprzydatne dla
tego samolotu), aby zamontować je, jak to określił dyr. Rumbowicz w
wielomiejscowym płatowcu bojowym. Działko 37 mm o niskiej szybkostrzelności
zamontowane w wysuwanej wieżyczce, to funkcjonalny nonsens i duży problem
techniczny, uzbrojenie tego typu montowane w dziobie wielkich wodnosamolotów
służyły do zwalczania łodzi podwodnych. Karasiowi
z działkiem bliżej było do samolotu wsparcia niż do maszyny myśliwskiej, jednak
w polskich warunkach nie planowano budowy takiego samolotu, ani utworzenia
szturmowych jednostek lotniczych (referat gen. L. Rayskiego z 1928 roku).
Siła Regia Aeronautica tkwiła w jej niezależności.
Dzięki temu mogły powstać duże jednostki lotnicze (Brigata Aerea). brygady
szturmowe składałające się z dwóch Skrzydeł Szturmowych (Stormo d'Assalto,
stormo – dosłownie burza), w skład każdego
skrzydła wchodziły dwa dywizjony (Grupo) po trzy eskadry (Squadriglie).
Etat przywidywał, że każda eskadra będzie dysponowała 12 samolotami, dywizjon
36, a skrzydło 72, łącznie brygada miała 144 samoloty. Jako pierwsze 1 stycznia
1934 r. na lotnisku Rome – Ciampini sformowano 5o Stormo d'Assalto. Dowódcą skrzydła został pułkownikAmadeo
Mecozzi, a w 1936 roku po sformowaniu 50o Stormo d'Assalto z połączenia
obydwu skrzydeł powstała 5 Brygada Szturmowa pod dowództwem, jakże by inaczej –
płk. Amado Mecozzi. W praktyce brygada szturmowa była bardziej tworem
administracyjnym niż jednostką bojową, w walce brały udział dywizjony, a nader
często samodzielne eskadry. Wdrożenie idei
Mecozziego w Polsce wymagałoby rewolucyjnych zmian w centralnych instytucjach
wojskowych.
Breda Ba.65 Fot: Wikimedia
Samodzielne lotnictwo, o którego sile decydowałoby
lotnictwo pola walki zorganizowane w duże jednostki - Brygady Szturmowe,
nowocześnie dowodzone i wyposażone to idea , która w realiach połowy lat
trzydziestych nie miała szans na realizację. We Włoszech proces tworzenia
lotnictwa myśliwsko – bombowego również nie przyniósł oczekiwanych rezultatów.
Złożył się na to cały ciąg problemów, poczynając od sprzętu poprzez logistykę,
dowodzenie na polityce kończąc. Jednak wysiłek włożony w budowę lotnictwa
szturmowego nie poszedł na marne. Po wojnie we Włoszech zbudowano najlepszy w
NATO lekki myśliwiec taktyczny Fiat G. 91 R, a lotnictwo taktyczne stało się
ważnym składnikiem sił powietrznych. Gorzką pociechą jest, że historia
przyznała rację włoskiemu wizjonerowi, szkoda więc, że jego idee nie znalazły
odbicia w lotnictwie polskim.
WŁOSKIE MOTORY
Złe praktyki wyniesione ze współpracy z silnikowymi
firmami francuskimi powinny wpłynąć na poszukiwanie innych źródeł zaopatrzenia
w nowoczesne silniki lotnicze. Udane
partnerstwo polsko-włoskie mogłoby zapewnić dostęp do silników dużej mocy,
które służyłyby do napędu samolotów nowej generacji (PZL.50 Jastrząb, PZL.46
Sum), natomiast silniki rzędowe chłodzone powietrzem umożliwił by ewolucję programu PZL.38 Wilk.
Na pierwszy rzut oka oferta włoskich
wytwórni lotniczych bogata i różnorodna. Jednak przy bliższym wejrzeniu okazuje
się, że w latach trzydziestych podstawowymi silnikami Regia Aeronautica były
gwiazdowe silniki dwóch wytwórni europejskich: angielskiego Bristola (Alfa
Romeo) i francuskiej Gnome-Rhone ( Isotta Fraschini, Piaggio), oraz wytwarzana
przez FIAT-a cała gama silników
rzędowych rozwijanych od lat dwudziestych z Curtissa D. 12. Rzędowe silniki
małej i średniej mocy chłodzone powietrzem produkowane przez Alfa Romeo i
Isotta Fraschini były oparte na licencjach lub kopiach marek Walter i
Lorainne–Dietrich. Era silników rzędowych chłodzonych płynem rozpoczęła się na
dobre w latach czterdziestych po wdrożeniu Daimler–Benz 601 i jego pochodnych.
Jak pisaliśmy we wstępie,
zainteresowanie polskiego przemysłu lotniczego mogły budzić zmodernizowane
przez Piaggio silniki G–R 14 K oznaczone P.XI RC 40, oraz motory średniej mocy Isotta Fraschini: Gamma, i Delta.
W roku 1937 firmy Piaggio i
Isotta–Fraschini opracowały własne wersje francuskiego silnika Gnome -Rhone 14
K. Lepsze rezultaty osiągnęła wytwórnia z Genui. Silnik Piaggio P.XI RC.40, dzięki
wydajniejszej sprężarce oraz zwiększonemu z 5,5 do 6 stopniu sprężania,
rozwijał moc 1000 KM na wysokości 4000 metrów przy 2400 obr/min. Biorąc pod uwagę perypetie Departamentu Aeronautyki
z firmą G & R, nabycie licencji na dopracowany silnik włoski przecięłoby „gordyjski węzeł” polskiego
lotnictwa, jakim był chroniczny brak silników dużej mocy.
Piaggio P.XI Fot: Wikimedia
Konstrukcja
czternastocylindrowych silników G & R 14 K Mistral Major wywodziła się z
Bristola Jupiter, uruchomienie produkcji w PZL WS byłoby stosunkowo proste.
Silniki gwiazdowe FIAT–a, wzorowane na
P&W Twin Wasp, pod względem mocy nie przewyższały produktów firmy Bristol.
W listopadzie 1937 w silnikowym oddziale Fiat Aviazione certyfikowano osiemnastocylindrowy silnik
gwiazdowy A.80 rozwinięty z czternastocylindrowej podwójnej gwiazdy A.74 o mocy
840 KM.
Silnik Fiat A.80 CR. 41 miał pojemność 45,72 l i
ważył 725 kg, dawał moc 1000KM na wysokości 4100 m przy 2100 obr./min. Moc
startowa wynosiła 1100 KM, co przy tak dużej pojemności trudno uznać za sukces.
Breda 65A.80 napędzana tym silnikiem miała niskie osiągi. Isotta–Frascchini Delta był to dwunastocylindrowy
silnik średniej mocy chłodzony
powietrzem, wyprodukowany w ilości 3300 egzemplarzy i stosowany w wielu konstrukcjach.
Silnik I-F Delta był dużo większy i cięższy od
silnika PZL Foka. Delta RC35 ważył 515 kg, z pojemności skokowej ponad 26 l
dawał stałą moc 700KM, a więc pod względem mocy był nieco lepszy od Foki B.
Montaż tak ciężkich silników w prototypie Wilka był niemożliwy, Delta był
cięższy od Foki o 220 kg, osiągał moc większą o ponad 300KM, jego zaletą był
mały opór czołowy. Dwusilnikowe samoloty rozpoznawczo–bombowe Caproni: Ca–313,
Ca–314, Ca–331 napędzane silnikami Delta prezentowały co prawda przeciętne osiągi. Gdyby
jednak projekt Wilka od początku oparto na silnikach Delta, to szanse na sukces
byłyby znacznie większe. Płatowiec wzorowany na Łosiu był dopracowany
aerodynamicznie. Profil skrzydeł IAW–743 w połączeniu z niewielką powierzchnią
czołową silników gwarantował maszynie bardzo niski współczynnik oporu Cx wynoszący
w przypadku Wilka 0,022, zatem prędkość 550 km/h osiągałby bez trudu. Należy jednak
uwzględnić, że gabaryty silnika spowodowałyby wzrost wymiarów i ciężaru samolotu.
Można więc założyć, że Wilk z silnikami Delta byłby podobny do PZL.54 Ryś, a
więc większy od Lamparta. Według Andrzeja Glassa ciężar własny Rysia powinien wynosić
4000-4500 kG, zaś masę całkowitą można ocenić na 5500–7000 kG. Naszym zdaniem
PZL.54 nie powinien przekraczać rozmiarów i ciężaru samolotu Westland
Whirlwind, który przy rozpiętości skrzydeł 13,7 m miał masę startową 5171 kg.
Wilk w takiej postaci czyli opancerzony i silnie uzbrojony sprawdzałby się
lepiej jako samolot bezpośredniego wsparcia wojsk lądowych, z kolei pozbawiony
opancerzenia i ciężkiego uzbrojenia jako szybka maszyna rozpoznawcza, niż
myśliwiec pościgowy. Jego wszechstronność była zawsze bardzo dyskusyjna, a
doświadczenia wyniesione z II WŚ zdezawuowały zarówno koncepcję samolotu
niszczycielskiego, jak i podział myśliwców na przechwytujące i pościgowe.
Podstawowym myśliwcem byłby zatem jednosilnikowy dolnopłat napędzany silnikiem
gwiazdowym. Prototyp Jastrzębia posiadał wady aerodynamiczne, które ograniczały
jego osiągi, spowodował je nadmierny pośpiech. Gdyby do projektowania przystąpiono
w 1935 roku, to produkcję seryjną można by było rozpocząć w 1937, maszyna
napędzana 1000–konnym silnikiem posiadałaby wysokie osiągi i możliwość
przenoszenia znacznie cięższego uzbrojenia.
Silnik Isotta–Fraschini . Fot: Wikimedia
Warto też poświęcić chwilę
koncepcji lekkiego myśliwca, która była przejawem pewnej mody o światowym
zasięgu, opartej na złudzeniach, że lekki i zwrotny choć słabo uzbrojony
samolot jest w stanie dorównać myśliwcom pierwszej linii. Włoskie silniki
Isotta–Fraschini Gamma RC 35–1, oraz produkowany na licencji przez Alfa Romeo
silnik Walter Sagitta osiągały moce ponad 500 KM (Gamma RC 35 dysponował mocą
540 KM, jego ciężar przekraczał 400 kg, a Alfa Romeo 122 RC 38 ponad 520KM przy
ciężarze 385 kg). Według ówczesnych standardów była to moc w zupełności
wystarczająca dla lekkiego samolotu myśliwskiego. Nie jest wykluczone, że gdyby
odpowiednio wcześnie w dyspozycji konstruktorów PWS znalazł się jeden z wymienionych
silników, przystąpiono by do budowy polskiego l.s.m., ponieważ siła
oddziaływania wspomnianego mitu była niezwykła. Włoskie płatowce myśliwskie
uznawane były za najpiękniejsze samoloty na świecie. Co prawda ich walory
ujawniły się w pełni po zastosowaniu silników Daimler–Benz, ale maszyny S.A.I
207, 403 napędzane silnikami włoskimi Isotta–Fraschini Delta, poza piękną
sylwetką prezentowały wysokie osiągi były doskonałym uosobieniem koncepcji
l.s.m. Co prawda lekkie myśliwce Stefnuttiego powstawały w latach
czterdziestych, ale silniki były opracowane znacznie wcześniej (korzenie Delty
sięgają roku 1927). Gdyby udało się połączyć technologię konstrukcji skorupowej
na bazie sklejki bakelitowej opracowanej w PWS przez inż. Wacława Czerwińskiego
z włoskimi silnikami, końcowy efekt mógłby być
sukcesem, ale tylko w wąskiej dziedzinie lekkich samolotów myśliwskich,
która jak się okazało była jedną z wielu ślepych dróg w ewolucji samolotu
myśliwskiego.
NASTĘPCA
FOKKERA F-VIIm3W
Wojna Obronna w 1939 roku dowiodła, że
niski poziom dowodzenia lotnictwem, powoduje nieefektywne wykorzystanie
samolotów najbardziej zaawansowanych technicznie. PZL.37 Łoś był dumą i
nadzieją lotnictwa, jednak w kampanii wrześniowej nie odegrał większej roli.
Dlatego państwo o ograniczonych
możliwościach budżetowych powinno głęboko przemyśleć organizację sił
powietrznych i realistycznie ocenić potrzebę budowy lotnictwa bombowego.
Wystawienie jednej eskadry Łosi wraz z budową pomieszczeń i organizacją
zaplecza wynosił ponad 11 mln zł, cena jednego samolotu wynosiła 580 tys. W
Wojnie Obronnej 1939 wzięły udział cztery eskadry Łosi zgrupowane wraz z
pięcioma eskadrami Karasi w Brygadę Bombową podległą Naczelnemu Dowództwu. Wskutek
nieumiejętnego dowodzenia, rozproszone i chaotyczne ataki Brygady Bombowej nie
przyniosły oczekiwanych efektów. Gen. J. Zając był przeciwnikiem rozbudowy
lotnictwa bombowego, postulował rozbudowę lotnictwa myśliwskiego i taktycznego,
ale spóźnione i nieskoordynowane działania nie przyniosły żadnych rezultatów
poza czasowym wstrzymaniem produkcji PZL.37. Wojsko Polskie w planach
strategicznych odwoływało się do wojny w 1920 roku. Łoś wyprzedził swoją epokę.
Wrak samolotu Savoia-Marchetti SM.79 eksponowany w muzeum Volandia. Fot: wikimedia
Nic dziwnego, że Naczelne Dowództwo nie potrafiło wykorzystać jego zalet.
Alternatywą dla zaawansowanego Łosia miał być znacznie prostszy LWS–6 Żubr,
który był połączeniem dwóch koncepcji konstrukcyjnych. Ze szkoły Fokkera
czerpał ogólny układ budowy, natomiast stylistycznie nawiązywał do szkoły
francuskiej charakteryzującej się kanciastymi kształtami kadłuba o przestronnym
wnętrzu z wystającymi wieżyczkami, uskokami i bogato oszklonymi galeryjkami -
przypominał altanę ogrodową i podobnie latał. Sukces PZL.37 przyćmił dalszy
rozwój Żubra, sprowadzając go do roli maszyny przejściowej, na której miały się
szkolić przyszłe załogi Łosi. Opracowanie obydwu konstrukcji było kosztowne, a
co gorsza okupione śmiercią wielu załóg, dlatego zakup licencji na samolot
bombowy był uzasadniony. Polskie lotnictwo bombowe na początku lat
trzydziestych stanowiły trzy eskadry Fokkerów F-VIIm3W zgrupowane w II
dywizjonie 1 PL. Samoloty wraz z silnikami wyprodukowano w Polsce na podstawie licencji.
Maszyny były już przestarzałe, ale lubiane i doskonale opanowane przez pilotów.
Zastąpienie ich nowoczesnym samolotem, który
konstrukcyjnie i funkcjonalnie nawiązywał do Fokkera byłoby niezwykle trafnym
rozwiązaniem. Najlepszym włoskim bombowcem, a zarazem genialnym zwieńczeniem idei
Fokkera był samolot Savoia Marchetti S.M. 79 Sparviero.
Savoia Marchetti SM.79 w locie. Fot: Wikimedia
S.M.79 Sparviero był szybki, dobrze uzbrojony i
odporny na uszkodzenia. Wyróżniał się spośród samolotów bombowych biorących
udział w hiszpańskiej wojnie domowej. Żaden z użytych tam S.M.79 nie został
zestrzelony przez myśliwce, a ogromny zasięg umożliwiał samolotom startującym z
lotnisk nieopodal Rzymu bombardowanie celów w Hiszpanii. W porównaniu z Łosiem,
ustępował mu jedynie wielkością ładunku bomb, a Żubra deklasował pod każdym
względem, charakteryzowała go prosta, mocna i tania konstrukcja, pomimo napędu
złożonego z trzech silników cena samolotu nie powinna przekraczać 500 tys zł.
S.M.79 osiągnął duży sukces jako maszyna torpedowa, mógł przeprowadzać minowanie
szlaków morskich, zakup licencji umożliwiłby wyposażenie lotnictwa morskiego w
niezwykle sprawny morski samolot uderzeniowy. Konstrukcja Sparviero
odpowiadała możliwościom polskiego
przemysłu lotniczego, ponieważ LWS opanowała jej zasady podczas produkcji
Fokkera F-VII 3mW, natomiast PWS mogła służyć pomocą jako podwykonawca. Przyszłość Łosia w tym układzie mogła być zupełnie
odmienna. Ze względu na doskonałe własności lotne mógł on pełnić rolę ciężkiego
samolotu myśliwskiego (koncepcja mjr. F. Suchosa), myśliwca nocnego, bądź
samolotu wsparcia. Dwuosobowy Łoś jako samolot wielozadaniowy z mocniejszymi
silnikami, opancerzony i uzbrojony w wielowariantowe systemy powietrznego ataku
byłby dużo skuteczniejszy od maszyny jednosilnikowej.
PODSUMOWANIE
Po objęciu władzy przez przywódcę Narodowej Partii
Faszystowskiej Benito Musoliniego odżyły włoskie marzenia o imperialnej
dominacji w basenie Morza Śródziemnego. Za sprawą Musoliniego instrumentem
polityki imperialnej stało się lotnictwo. Każda dyktatura jest mieszanką kabotyństwa,
populizmu i geniuszu. Bez wątpienia w gronie dyktatorów zachodniego świata Duce
był personą, której La Forza Destino wyznaczyła rolę błazna, lecz postawienie
na lotnictwo było racjonalne i skuteczne. Regia Aeronutica jako samodzielny
rodzaj broni stanowiła realną siłę, dobrze zorganizowaną i wyszkoloną. W polityce międzynarodowej stosunki polsko-włoskie były poprawne, zatem na tym
polu nie było przeszkód do nawiązania bliskiej współpracy w lotnictwie. Opinie na temat organizacji i wydajności włoskich
fabryk lotniczych były na ogół krytyczne, w przeciwieństwie do nich włoscy
projektanci i konstruktorzy cieszyli się znakomitą opinią. W kraju malarzy i
architektów powstawały niezwykle piękne samoloty, które swoje znakomite własności
lotne zawdzięczały bardziej artystycznemu wyczuci linii i kształtu, niż
długotrwałym badaniom w tunelu aerodynamicznym. Partnerstwo
polsko–włoskie oparte na historycznie
utrwalonych wzorcach oraz wzajemnej sympatii i szacunku mogło zaowocować
udaną współpracą na polu lotniczej teorii i praktyki.
Złe doświadczenia wyniesione
ze współpracy z Francją można było zastąpić udaną polityką rozwoju lotnictwa.
Włoski przemysł górował nad polskim pod każdym względem, lecz jednocześnie
można było odnaleźć wiele zadań i obszarów gdzie wzajemnie by się uzupełniały.
Rzecz jasna, dosyć pobieżnie zakreślone
ramy oczekiwanej współpracy w jakiejś mierze są czystą science fiction. Realistycznie
opisywaliśmy rzeczywistość lotnictwa włoskiego, fantastyka rodziła się
wówczas kiedy zaczynaliśmy myśleć o przetransponowaniu włoskich realiów na
polski grunt. W kręgach wyższego dowództwa istniała bariera mentalna, która z
jednej strony doprowadziła do impasu w jakim znalazło się nasze lotnictwo pod
koniec lat trzydziestych, z drugiej utrzymywała w przeświadczeniu , że jesteśmy lotniczą potęgą, bo samolotów mamy dużo
więcej niż w 1920 roku. Być może szerokie otwarcie na świat pozwoliłoby na
przełamanie błędnej teorii, która zadania lotnictwa sprowadzała przede
wszystkim do rozpoznania i łączności. Ale
kto miał uczynić pierwszy krok?
ŹRÓDŁA
1. Jerzy B. Cynk. Siły lotnicze Polski i Niemiec.
WkiŁ Warszawa 1989.
2. Martin van Creveld. Era lotnictwa wojskowego.
Instytut Wydawniczy ERICA 2013.
3. Giulio Douhet. Panowanie w powietrzu. Wydawnictwo
MON. Warszawa 1965.
4. Ryszard Kaczkowski. Lotnictwo w działaniach na
morzu. Wydawnictwo MON. Warszawa 1986.
5. Czesław Krzemiński. Wojna powietrzna w Europie.
Wydawnictwo MON. Warszawa 1983.
6. Klaudiusz Klobuch. Geneza lotniczego września.
Wydawnictwo ZP Grupa Warszawa 2009.
7. Hubert Mordawski. Polskie Lotnictwo Wojskowe
1920-1939. Wydawnictwo Dolnośląskie. Wrocław 2011.
8. Andrzej Olejko. Lotnictwo Morskie II
Rzeczpospolitej. Wydawnictwo ZP Grupa. Warszawa 2010.
9. Andrzej Olejko. CANT Z-506B Airone. Wydawnictwo
Historyczna. Warszawa 2014.
10. Tymoteusz Pawłowski. Lotnictwo lat 30 XX wieku w
Polsce i na świecie. Oficyna Wydawnicza RYTM 2011.
CZASOPISMA
11. Michał Fiszer, Jerzy Gruszcztński. Samoloty
wsparcia wojsk Breda BA.64, BA.65 i BA.88. Technika Wojskowa Historia Nr4/2015.
Dziękuję. Bardzo pouczjący artykuł. Kiedyś zastanawiałem się dlaczego kierunek włoski był w polskim lotnictwie dwudziestolecia zaniedbany i jak mogłaby taka współpraca wyglądać. Ten artykuł pomógł w zrozumieniu tego i owego...
OdpowiedzUsuńDOSKONAŁY blog.Szkoda,że nie ma dalszego ciągu
OdpowiedzUsuń